Sylwestrowy Obóz Narciarski, 27 grudnia 2001 – 2 stycznia 2002

Kletno Górne w Masywie Śnieżnika, Schronisko "Trumpusówka"

Po dwóch latach Sekcja Turystyki Kwalifikowanej ponownie zorganizowała Sylwestrowy Obóz Narciarski w Kletnie koło Stronia Śląskiego (27 grudnia 2001 – 2 stycznia 2002 r.). Śniegu było co niemiara, warunki narciarskie bardzo dobre, a przede wszystkim miła ekipa sylwestrowiczów.

 

Po dwóch latach Sekcja Turystyki Kwalifikowanej ponownie zorganizowała Sylwestrowy Obóz Narciarski w Kletnie koło Stronia Śląskiego. Śniegu było co niemiara, warunki narciarskie bardzo dobre, a przede wszystkim miła ekipa sylwestrowiczów. Poniżej relacja Sylwii Klameckiej, spisana "na gorąco", zaraz po powrocie do Poznania.

Zaspy po pas

Śniegu było strasznie dużo i co dzień padało jeszcze więcej. Zaspy po pas, albo i jeszcze głębsze! Czasem zapadaliśmy się w śniegu prawie całkowicie. To znaczy ci, którzy biegali po górach. Ja jeździłam na nartach (świetny sport!!!!), a wieczorami to na basen, to do kościoła (ksiądz to osobna historia), to do Jaskini Niedźwiedziej (tuz przed sylwestrem). Nie spóźniłam się jednak tradycyjnie na pociąg, ani na zabawę. Do Stronia, gdzie był najbliższy sklep i kościół, było 10 km. Przeszłyśmy z Ola ten dystans przez godzinę (a raczej przebiegłyśmy), a wszystko przeze mnie, gdyż w pośpiechu i ferworze szykowania się na narty nie wzięłam butów na przebranie, a stwierdziłam, że nie chce mi się wracać potem 10 km w narciarskich i gdyby nie Ola, to pewnie bym nie doszła… Wróciłyśmy samochodem do schroniska, zrobiła się godzina 17, wiec pędem z powrotem i o 18:02 przekraczałyśmy próg kościoła.

A ksiądz jaki niesamowity!

W kościele straszliwie zimno. A ksiądz jaki niesamowity! Po prostu wszyscy to przeżywali! Strasznie zdecydowany, narzucający wszystko swoim parafianom, nie znoszący słowa sprzeciwu. Ogłoszenia parafialne: kolęda – proszę przygotować biały obrus i wodę święconą. Poza tym dzieci szykują ćwiczenia, katechizmy, zeszyty pierwszopiątkowe, kajety od religii. Księża chodzą od 15, a w sobotę od 14. Proszę nie pytać ministrantów, o której porze przyjdzie ksiądz, bo oni nie wiedzą. Proszę nie zamawiać księdza, że u nas ma być wcześniej, a u nas później, bo to nam przeszkadza. Proszę nie pytać ministrantów, który ksiądz przyjdzie, bo potem macie pretensje, jak oni odpowiadają, że katolicki, bo tu innych u nas nie ma. Bo oni nie wiedzą, który przyjdzie. Proszę być przygotowanym na przyjście księdza, a nie że ksiądz przychodzi, a tu jedyne co jest na stole to drugie danie, albo męża nie ma bo poszedł do sąsiada, albo na piwo, albo już wrócił z tego piwa i nie był w stanie czekać na księdza. Bo to jest tak, jak z moim ojcem rekolekcjonistą, że się widzimy od bombeczki do jajeczka i dlatego zależy nam na tych spotkaniach. A jak ksiądz przyjdzie to proszę nie mówić, że my nie wiedzieliśmy, że ksiądz właśnie ma przyjść, bo indyk to myślał o niedzieli i zjedli go na Święto Dziękczynienia. W poniedziałek o godzinie X podsumowanie ubiegłego roku. Proszę przyjść. W środę o godzinie X spotkanie komitetu pierwszokomunijnego.
Kazanie w podobnym stylu.
Idę do komunii, a ten do ministranta: no trzymaj te paterę bliżej!
Aż nam żal parafian… Cały dzień muszą biedni siedzieć i czekać aż ksiądz przyjdzie, do tego muszą z nim wytrzymać cały rok!
Więc jak się spóźniłyśmy i jeszcze poszłyśmy do przodu to myślałyśmy, że powie coś o spóźnialskich, ale nie. Tylko spojrzał na nas groźnie.

Coś na chleb

Wieczorami siedzieliśmy, ludzie grali na dwie gitary (w sumie były trzy i pięciu gitarzystów!) przy kominku, suszyliśmy buty (spaliłam sobie klapki:-)))
Oprócz tego była bardzo przyzwoita pływalnia (3 zł za godzinę), a niektórzy chodzili też do sauny.
Poza tym chcieliśmy na sylwestra zrobić barszcz i zamówiliśmy 4 barszcze. Facet kupił całą zgrzewkę (chyba 20). Napisaliśmy mu, żeby kupił "coś na chleb" – dostaliśmy 100 serków typu cottage. W sylwestra wieczorem przyjechały serki. Więc każdy dostał do domu kilka, a i tak zostawiliśmy tam kilka palet. Potem w pociągu, gdy ktoś mówił, że jest głodny, to my "a może serka? z barszczykiem?"

Fajne przygody

Poza tym co? Impreza jak to impreza – fajnie, ale nic nadzwyczajnego. W kącie sali kominkowej stała choinka, ale goła, więc ogłosiłam konkurs na najładniejszą bombkę, ale nikt nie zadeklarował chęci wzięcia udziału…
Mieliśmy fajne przygody typu jedziemy na narty i co kilometr wypychamy z zaspy jadącego przed nami poloneza, a w końcu chłopacy go podnieśli i przenieśli pół metra obok :-))) Zima jakiej w życiu nie widziałam!
Mgła na szczycie taka, że widoczność to max 5 metrów. Śnieg pod nartami ledwo widzisz!!! Na szczęście nie codziennie tak było. Ogólnie udany wyjazd, wszyscy chyba(???) byli zadowoleni, taki typowy sylwester w górach typu AZS.

Jak to podzielić?

Dzisiaj gdy wracaliśmy, wysiedliśmy w Kłodzku (tak było napisane na planie) i chcieliśmy wsiąść do pociągu do Wrocławia. A tu okazuje się, że to ten sam pociąg. A my mieliśmy przedział, do którego już się wprowadzili inni! Wiec 1,5 godz. na korytarzu. Spóźniliśmy się na nasz z Wrocka, więc pojechaliśmy następnym – osobówką. W Poznaniu poszliśmy odebrać nadpłatę – 12 zł 1 grosz za pięć osób :-))) Jak to podzielić?

Sylwia Klamecka