Beskidzka przygoda – „Na dobry początek”!

Rajd „Na dobry początek” w Beskid Mały – relacja

 Jako miłośniczka gór wysokich śmiało mogę powiedzieć – małe też jest piękne!

Cały rejon Beskidów, to temat mi kompletnie nieznany. Nigdy tam nie byłam i szczerze mówiąc nie miałam takiego zamiaru. 22 stycznia przełamałam się i zdecydowałam się na udział w 3-dniowym rajdzie pt. „Na dobry początek”. Rzeczywiście był to bardzo dobry początek roku!

Udział w rajdzie, gdzie nikogo się nie zna, mogę uznać za powód do dumy, gdyż przełamana została wstydliwość i obawy ” ojej a jak nikt się do mnie nie odezwie?”.  Szczerze? Lepszej ekipy wymarzyć sobie nie mogłam!

Dzień 1

7:44 Wadowice !  O czym mogli pomyśleć młodzi ludzie, którzy głodni i zmęczeni podróżą dotarli do centrum Wadowic? O KREMÓWKACH! Rzeczywiście, teraz mogę stwierdzić, że Wadowickie kremówki to niebo w gębie! Po takim przywitaniu, studenciaki naładowali swoje baterie i ruszyli w siną dal. Po drodze należało zahaczyć do informacji turystycznej, którą oskubaliśmy z map turystycznych, wnieśliśmy mnóstwo błota i chaosu. Myślę, że byliśmy pewnym urozmaiceniem dla tamtejszej obsługi.

 Zostawiając miasto w tyle, wkroczyliśmy na żółty/niebieski szlak. Komplikacje podczas wędrówki, nie były nam straszne. Nie obyło się bez oryginalnych pomysłów. Bo jak tu zejść skrótem, gdy przed nami „przepaść” w dół? To oczywiste! Zawsze można zjechać na karimacie.Sądząc po duszyczkach, które wybrały ten sposób zjazdu, miały niezłą zabawę.

Celem dnia pierwszego, było dotarcie do Schroniska PTTK Leskowiec.  Trasa, którą dotarliśmy do schroniska wynosiła ok. 15 kilometrów.  Odcinek od Ponikiew aż do samego ośrodka noclegowego, według mnie, naprawdę przepiękna. Szczególną frajdą były pobliskie skałki, na które oczywiście należało się wdrapać. Promienie słońca ukazywały nam to co najpiękniejsze w Beskidach. Pogoda  tego dnia rozpieszczała wędrowców, jak tylko mogła. Dzięki temu, ani śnieg, ani ciężki plecak nie psuły nam humoru. Schronisko, w którym nocowaliśmy, naprawdę godne polecenia. Jedzenie, domowe, przepyszne. Żurek- pierwsza klasa. Przesympatyczna Właścicielka, której zależało byśmy wypoczęli i dobrze zjedli. Nie spotkałam się jeszcze aby ktoś mnie zapytał ” wypoczęli Państwo u nas? Jak się Pani podobało?”. Niesamowite. Na odprężenie, zorganizowaliśmy sobie wieczór planszówek przy piwie z imbirem. Czułam się tam niemalże jak w domu.

 

 

Dzień 2

 Po wyjściu ze schroniska, kierowaliśmy się szlakiem czerwonym/ żółtym w kierunku chatki studenckiej „Pod Potrójną”, gdzie miała dołączyć reszta wędrowców. Plecaki się nieco odchudziły, dzięki temu szło się troszkę lepiej, wygodniej.   Widok z Leskowca (922 m n.p.) oszałamiający.  Szczególnie za serce chwycił mnie widok na Tatry. Wydawało mi się, że są one tak blisko…. a jednak tak daleko. Gdy dotarliśmy do chatki studenckiej, dołączyło do nas 6 osób. Klimat domku bardzo specyficzny, wszystko zrobione w stylu „starej, wiejskiej chaty”. Jedyną nowoczesnością była toaleta pod nazwą „sraczyk”… strach było wejść. Jednak swojski klimat, muzyka w tle i przepiękny kominek zrobiły swoje. 

 

Następnym przystankiem wędrowców był zajazd ” Górski Kocierz”. Trasa wiodąca do tego punktu zapierała dech w piersiach. Czułam się jak w krainie lodu. Bardzo wąski szlak, przysłaniały drzewa z wielkimi śnieżnymi czapami. Idealne miejsce na alkoholowego, rozgrzewającego „strzała”, przepysznej truskawkówki. Po dotarciu do Karczmy, zamówiliśmy jedzenie. Zamówiłam gorącą czekoladę. Słowo gorąca do czegoś zobowiązuje. Zapłaciłam za to miliony monet, wyszłam załamana. Nie polecam !

Po wizycie w restauracji, weszliśmy w Rezerwat Szeroka. Tam czekało nas więcej podejść, również po zmroku. Widok na miasto z góry, po zmroku- niesamowite. Światła wyglądały jak rozżarzony ogień. Kolejne miejsce noclegowe znajdowało się w Międzybrodziu Żywieckim. Cała trasa wyniosła ok.23 km. Aby przejść tą trasę należało się nieźle zmotywować, gdyż do najkrótszych nie należała. Po dotarciu do schroniska, wędrowcy spędzili miły wieczór przy dźwiękach gitary oraz ukulele, śpiewając razem ulubione piosenki. 

 

 

 

 

Dzień 3

 

Pobudka! 7.30 !

Kierunek—->Czupel!

Janek wstał już o 7 i zaczął szeleścić reklamówką mi nad głową. Byłam gotowa go zabić, ale w końcu to Janek 😀

 

 

Niestety pogoda tym razem nas nie rozpieszczała. Śnieg, który leci akurat w oczy, okropna mgła, ślisko. Kolejnym demotywującym faktem dla mnie był brak wody i czekolady. Niestety wszystkie sklepy były zamknięte, a we mnie rodziło się pytanie ” jak wytrzymam bez wody przez najbliższe 2,5 godziny?” . Miałam kryzys, ale wiedziałam, że nie zrezygnuję chociażby mieliby mnie zabić. Początek trasy zaczął się stromymi podejściami, wtedy już miałam ochotę zdjąć plecak i wcisnąć go w ziemię albo wystrzelić w kosmos. Na szczęście szybko się ogarnęłam, trzymaliśmy się wszyscy razem. Każdy był dla siebie wsparciem, nie brakowało humoru w cięższych momentach. Zdobyliśmy   Czupel (933 m n.p.m) , niestety mgła nie pozwoliła nam niczego podziwiać. Gdy doszliśmy do schroniska PTTK na Magurce, szukałam tylko wody. W momencie gdy ujrzałam magiczną cenę 8 złotych zamurowało mnie. Ale cóż zrobić, gdy potrzeba jest silniejsza. Schronisko przepełnione, ciężko znaleźć miejsce, bardzo drogo. Byliśmy bardzo wygłodniali, niektórzy zamawiali 3 dania ( pozdrawiam Ciebie Aniu!). Gdy już odzyskaliśmy energię, ruszyliśmy na dół. W pogoni za pociągiem, na który ( istniało prawdopodobieństwo), że nie zdążymy. W życiu nie widziałam, ludzi, którzy tak pędzili na szlaku. Zejścia dosyć strome, kamieniste oraz śliskie. Muszę przyznać, sprawnie oraz szybko nam to poszło ! Trasa wyniosła ok 16 km.

 

Niestety wszystko co dobre , szybko się kończy. Widząc peron, ogarniała mnie złość, że znowu należy wrócić do Poznania. 

 

 

Udział w rajdzie jest dla mnie nowością. Bardzo się cieszę, że wzięłam w nim udział. Miałabym czego żałować, gdybym się na to nie zdecydowała. Ten rajd był nie tylko fajny pod względem miejsca, ale przede wszystkim pod względem ludzi. Nie napiszę, że był to łatwy rajd, bo taki dla mnie nie był. Ból pleców pierwszego dnia, brak wody i słodkiego ostatniego dnia. Należało się z tym zmierzyć i pomimo bólu iść dalej. Nic tak nie kształtuje jak walka z samym sobą i dążenie do celu pomimo trudności!

Bo jak masz zdobyć najwyższe szczyty, gdy nie potrafisz wejść na wzgórze? 

 

 
Magda K.