Wieczorem 2.08 zaczęła się nasza podróż. Większość ekipy rozpoczynała ją w Poznaniu i czym prędzej zaczęła integrację, reszta dosiadała się na trasie i nadrabiała zaległości towarzyskie – w końcu było nas ponad dwadzieścioro! Po ok. 18 godzinach i dwóch przesiadkach (ostatni etap pokonaliśmy śpiewającym busem razem z harcerzami, których na trasie spotykaliśmy jeszcze nie raz) dotarliśmy do miejsca startu o jakże urokliwej nazwie Pszczeliny Widełki. Godz. 14, gorąco, więc czas na szybkie jedzonko, smarowanie kremem z filtrem, czapka na głowę i lecimy w trasę, w końcu przed nami ok. 6h marszu do schroniska Kremenaros.
Zaczęło się dość stromym podejściem, więc do pierwszego popasu zdążyliśmy się już trochę rozwlec, mocno spocić i zachwycić pierwszymi chwilami w Bieszczadach. Niestety, wkrótce złapała nas burza – część grupy wróciła do Pszczelin i autobusem pojechała na nocleg, druga część postanowiła zaatakować Tarnicę. Na szczęście burza szybko się skończyła, a widok z Tarnicy zrekompensował nam mokro w butach i podjęte ryzyko. Niemniej, na nocleg dotarliśmy już po zmroku. Wymęczeni po podróży, zapoznaliśmy się z trasą na następny dzień i na razie bez dłuższej posiadówki z gitarą, poszliśmy spać…
…po to, by następnego dnia znów podzielić się na dwie grupy: śpioszków, atakujących malowniczą Połoninę Wetlińską oraz zdobywców, mających ambicję przejścia również Połoniną Caryńską (od niej zaczęliśmy).Spotkaliśmy się dopiero wieczorem w schronisku i po zmyciu trudów marszu powymienialiśmy się całodziennymi wrażeniami. W przeciwieństwie do PTTK Kremenaros, Jaworzec jest dość mocno oddalony od cywilizacji, co stworzyło wspaniały klimat do pierwszego wieczora z szachami, gitarą, a nawet djembe. Wtedy też po raz pierwszy zabrzmiał obowiązkowy utwór w czasie kolejnych posiadówek – „Bieszczadzkie anioły” SDM-u oczywiście.
Trasa środowa, choć krótsza – do legendarnej Siekierezady w miejscowości Cisna, dała nam się we znaki monotonią krajobrazu. Las zdawał się nie mieć końca, więc umililiśmy go sobie grą w skojarzenia, a że skojarzenia niektórych piechurów były z wyżyn abstrakcji, reszta trasy upłynęła szybko i wesoło. Zdążyliśmy zejść do Cisnej tuż przed deszczem na obiad (pyszne pierogi, perochy lub smażony syr), po czym udaliśmy się na wino do Siekierezady (pozdrawiamy panią za barem, która z niezwykłą krzepą wykrzykiwała numery zamówień, np. „Sieeekieraaa 35”). Tego dnia dołączyli do nas urlopujący pracujący z Poznania, w tym drugi gitarzysta, więc z jeszcze większym impetem zaczęliśmy śpiewać w barze, ku uciesze turystów, którzy uznali naszą gromadkę za atrakcję popołudnia. Ok. 18 część grupy udała się pieszo na nocleg do schroniska w Jabłonkach, a reszta dojechała tam busami. Wieczorna posiadówka skończyła się niestety dość szybko, ale o tym kiedy indziej…
W czwartek znów podzieliliśmy się – opcją pierwszą było dotrzeć do Komańczy pieszo, zdobywając Chryszczatą. Dokonaliśmy tego po drodze gubiąc szlak, lecz wnet go odnajdując bogatsi o parę zadrapań. Do wyboru opcji drugiej – podróży autokarem nad Solinę zachęcała upalna pogoda. Ci, którzy ją wybrali, zapewniali, że widoki również były przednie, a trasa pięciogodzinna wokół jezior uratowała honor wyprawy J Schronisko z Komańczy to mój faworyt w skali wyjazdu – przemiła obsługa nie tylko urządziła nam ognisko, ale jeszcze śpiewała z nami przez pół nocy.
Ostatni dzień wędrówki spędziliśmy wspólnie. Trasa piątkowa najbardziej dała się we znaki nie tylko ze względu na strome podejście Pod Tokarnią, ale przede wszystkim piekielny upał (las osłonił nas dopiero późnym popołudniem). Wędrowaliśmy wspólnie, ale za to spaliśmy osobno – w Pensjonacie Salamander w Puławach i u pobliskich gospodarzy. Ostatnia noc upłynęła nam nie tylko na śpiewie, ale i obserwacji Perseid z perspektywy bujanej ławki. Gwiazdy i spalające się w atmosferze meteoryty były doskonale widoczne, ze względu na typową dla Bieszczad i ukochaną przez nas sporą odległość od cywilizacji i świateł miast (nawet wodę mieszkańcy czerpią tam ze źródełka ze względu na kiepskiej jakości kranówkę).
W sobotę busem (oprócz sześciorga najwytrwalszych) udaliśmy się do Rymanowa Zdrój, skąd po jeździe dwoma autobusami i dwoma pociągami dotarliśmy z powrotem do Poznania. Sierpniowe Bieszczady uważam za bardzo udane, to dopiero mój drugi wyjazd z STK, ale na pewno nie ostatni. Wędrówka, piękny krajobraz i niezwykli ludzie – to jeden z tych wyjazdów, który ładuje akumulatory na cały następny rok akademicki.
Ania Zacharzewska
ZDJĘCIA
Michalina Słomińska Bieszczady sierpień 2015.
Radosław Malinowski Zdjęcia, których autorem jest radziunblack – Zdjęcia Google.
Krzysztof Młodzieniak Zdjęcia, których autorem jest Jan Kowalski – Zdjęcia Google.
TRASA DOSTĘPNA W INFORMATORZE STK wakacyjnie – sierpniowe Bieszczady.