Choć w tym roku kalendarz nie pozwolił nam spędzić 29.02 w górach, to mogliśmy ten dodatkowy dzień wykorzystać na… pakowanie. W dniach 1-3 marca już po raz trzeci odbył się bowiem rajd „Raz na cztery lata”. Tradycyjnie naszym celem był Śnieżnik (1423 m n.p.m.) oraz okoliczne szczyty – Czernica (1083 m n.p.m.) i Trojak (766 m n.p.m.). Wszystkie wyposażone w piękne punkty widokowe, choć mgła na Śnieżniku (również tradycyjnie), nie pozwoliła się nacieszyć piękną panoramą Ziemi Kłodzkiej.
Był tam za to śnieg, dużo śniegu, który w dzisiejszych czasach jest dobrem zdecydowanie rzadkim. Niestety poza szczytem na naszych trasach dominowało błoto, żwir i asfalt. Uroki polskiej zimy i super przetarcie przed rajdem But w wodzie. W przekonaniu, że Polacy kochają śnieg (i smażony ser w astronomicznych cenach) utwierdziły nas gęste tłumy, które podgrzewały atmosferę w Schronisku pod Śnieżnikiem. Przynajmniej wiemy już, że kawa wypita na murku przed schroniskiem smakuje nie gorzej niż w środku, a można się przy okazji delektować… tlenem, o co w środku byłoby trudno. Żeby nie było, że ciągle narzekam, muszę wspomnieć, że pierwszy raz w historii nasz rajd był pod opieką profesjonalnego przewodnika PTTK. Serdecznie dziękujemy Gosi, niegdyś członkini naszego zarządu, dziś dumnej Przewodniczce Sudeckiej.
Podczas pobytu naszą bazą wypadową było Kletno. W związku z tym część ekipy nie mogła podarować sobie zwiedzenia znajdującej się tam kopalni Uranu, skąd wrócili rozpromienieni i napełnieni pozytywną energią. Pozostając w temacie rud wszelakich, nasza trasa ostatniego dnia zaprowadziła nas w Góry Złote. Stąd też w ramach rajdowego gadżetu postanowiliśmy obdarować wszystkich uczestników sakiewką pełną złotych monet (czyżby pierwszy rajd, który się zwróci, dajcie znać za 4 lata co zrobiliście ze swoim skarbem). Zdecydowana większość uczestników rajdu, zamiast na penetrowanie podziemnych korytarzy czy spekulacje na rynku kruszców, postawiła jednak na chodzenie po górach.
Efekt? Podczas 3 dni wędrówki przeszliśmy prawie 67 km i pokonaliśmy niemal 2200 m przewyższenia. Kawał porządnej trasy, a dla zbieraczy takich jak ja 93 punkty GOT. Liczby te mogą równać się jedynie z liczbą pizz zamówionych ostatniego dnia w Pizzerii Abakus w Lądku Zdroju (tak to również tradycja rajdu Raz na cztery lata) i pstrągów, które wylądowały na naszych talerzach w restauracji w Kletnie (one zdecydowanie nie będą miło wspominać naszego pobytu). Być może właśnie właściwe odżywienie było kluczem do tego, że pomimo wielu kilometrów w nogach starczyło jednak jeszcze energii na wieczorne śpiewogrania, a i paru tancerzy się znalazło. Poza tradycyjnymi szlagierami pojawiło się dużo świeżych kawałków. A to dzięki nowym gitarzystom, którzy zasilili szeregi STK. Monti i Kasia mieli solidne wsparcie w Adamie i Karolu. Serdecznie dziękujemy wszystkim dźwigającym gitary i prowadzącym nasze głosy we właściwą stronę. Podsumowując, rajd kompletny, organizatorzy bawili się przednio. Mamy nadzieję, że uczestnicy również.