W drugiej połowie października, Agata Ś. zorganizowała swój jubileuszowy (to już 5 lat od pierwszego rajdu organizowanego przez Agatę!) rajd po zaśnieżonych karkonoskich szlakach. Rajd był rekordowy zarówno pod względem rozpiętości wiekowej uczestników, jak i pod względem ilości rajdowiczów- było prawie 70 osób…
23 października
Od godziny 1 w nocy zaczęliśmy tłumnie gromadzić się przy dworcowych kasach, po czym szturmem ruszyliśmy do pociągu. O dziwo wszyscy mieli miejsca siedzące. We Wrocławiu godzinka w KFC. Dalej osobówką z małym opóźnieniem do Jeleniej Góry i busami już do Karpacza. Po dokonaniu ostatnich zakupów i pobieżnym zapoznaniu się z proponowanymi trasami, wyruszamy na szlak. Lucy prowadzi kilka osób czarnym i zielonym szlakiem do Przełęczy Okraj, dalej już czerwonym, a my dowodzeni przez Agatę obieramy szlak czarny (w międzyczasie żegnamy się z Falarem), by od Przełęczy Sowiej kontynuować wędrówkę ukrytym w gęstej mgle GSS’em. W schronisku Jelenka zatrzymujemy się na odpoczynek i ogrzanie się, i ruszamy dalej Czarnym Grzbietem przez mgły, wiatry i śniegi. Większość z nas, głównie z powodu zmęczenia i niestety braku widoczności, decyduje się pominąć Śnieżkę i pójść prosto do Domu Śląskiego, gdzie już czekają Waldziu z Olą oraz Julek z Frankiem. Gdy my już przebrani zabieramy się za obiadek, Julek z Frankiem atakują ukrytą we mgle Śnieżkę, a reszta rajdowiczów sukcesywnie dociera do schroniska. Niektórzy po przejściach i dość późno, ale wszyscy cali i zdrowi. Wieczorna integracja/regeneracja rozkręca się na całego. Była gitara, były wspinaczki i przewroty, dłuuugie 'Sto lat’ dla Jubilatów i inne śpiewy. Niestety gospodarzom chyba nie podobał się nasz nocny entuzjazm, więc już ok. godziny 2 zmierzamy do pokoi.
24 października
Poranek, jak zwykle, okazał się zbyt wczesny, jednak zachęceni zdecydowaną poprawą pogody wyruszamy w trasę. W końcu mogliśmy nie tylko poczuć w nogach, ale też zobaczyć, że jesteśmy w górach 😉 Tego dnia najczęściej wybieraną trasą był czerwony szlak, prowadzący 'górą’ obok Słonecznika (po drodze mijamy nawet dwójkę biegaczy). W Odrodzeniu krótki odpoczynek (no, dla niektórych trochę dłuższy…;)). W międzyczasie zakrywa nas mgła, jednak w miarę nabierania wysokości, możemy podziwiać rozciągające się pod nami morze chmur. Jest cudownie…! Po drodze spotykamy Michała, który jednak nie był zainteresowany wędrówką z nami, więc w niezmienionym składzie docieramy do Śnieżnych Kotłów i dalej, trochę śliskim żółtym szlakiem, w dół do schroniska Pod Łabskim Szczytem. Tam, mimo nieobecności WO udaje nam się rozlokować w pokojach, a później no cóż… długa kolejka do jednego prysznica… Ostatnia grupka dotarła do nas późnym wieczorem pod eskortą 'teamu wspomagającego’ (czyt. Michała, Piotrka i Tomka). Po głośnych oklaskach i szybkim ogarnięciu się, wręczyliśmy Agacie jubileuszową kartkę i medal Debeściary, po czym wróciliśmy do tradycyjnych wieczornych rozrywek rajdowych. Później musieliśmy przenieść się już na korytarz, a niektórzy poszli spać. Ja miałam przyjemność zasypiać przy łagodnych dźwiękach 'Późno już otwiera się noc…’
25 października
Następny dzień przywitał nas słońcem i dość silnym wiatrem. Kilka osób postanowiło schodzić od razu w dół, reszta podreptała na Szrenicę i stamtąd czerwonym szlakiem przez Kamieńczyk do Szklarskiej. Z Czarkiem wkręciliśmy się w takie tempo, że prawie biegliśmy w dół… Po drodze spotkaliśmy jeszcze trójkę turystów w adidasach, pytających nas o warunki śniegowe na górze… ech… W Szklarskiej pożegnaliśmy Olę i Waldzia i poszliśmy z Szymonem i Sebastianem, a jakże, na pizzę. W pociągu kabanosowo-paluszkowe ludziki, serowe żagle i takie tam…;) Na dworcu jeszcze tylko tradycyjne 'Hip hip hurra’ i do domu…