Marcowy Rajd „But w wodzie” jest zawsze rajdem szczególnym. Na pytanie dlaczego, odpowiedź jest jednoznaczna: organizowany jest zawsze przez Prezesa. Czy dzięki temu jest rajdem lepszym? Zdecydowanie nie, nie ma lepszych i gorszych rajdów. Czy bardziej wymagający? To zależy od lenistwa bądź zapału jaki reprezentuje Prezes. Jedno jednak o marcowych rajdach można powiedzieć, nigdy nie wiadomo jakich warunków atmosferycznych się spodziewać w ich trakcie…
Po nocnych hulankach w pociągu do Krakowa i szybkiej przesiadce na busa do miejscowości Mszana Dolna rajd rozpoczęliśmy delikatnymi leśnymi podejściami, które w łunie lekkiego deszczu doprowadziły nas do pierwszego szczytu, czyli Lubogoszcza Zachodniego. Jako, że Beskid Wyspowy szczytami stoi, a niecałe dwa kilometry dalej zdobyliśmy kolejny- Lubogoszcz. Szczyty pokryte leśnymi przeciwnikami widoków nie stanowiły dla SeTKowiczów wystarczającej rozrywki, dlatego część wesołej kompanii postanowiła zastosować płynne wspomagacze. W dżdżystej aurze dotarliśmy do miejscowości Kasina Wielka, w której spragnieni uzupełnili zapasy w przydrożnym ośrodku kultury i sportu, Sklepie Delikatesowym. Zwyczajem miejscowych część zdobytych zapasów spożyta została w pobliżu centrum kulturowego, a tak posileni SeTKowicze byli gotowi ruszyć dalej w trasę szlakiem niebieskim. Kolejna okazja do wzmocnienia czekała nieopodal, czyli w kawiarni wyciągu narciarskiego, z którego to niektórzy zdecydowali się skorzystać…
Po przebrnięciu przez niekończące się podejście błotem i śniegiem stojące czekał na nas ostatni odcinek szlaku zielonego, który końcowo doprowadził nas do uroczego Schroniska na Śnieżnicy. W ośrodku, nie pierwszy raz, ugościła nas jego opiekunka, mistrzyni bigosu i smalcu, kobieta o złotym sercu i niezwykłej umiejętności niezauważania ilości wnoszonych przez turystów napojów wspomagających. Przygotowana dla nas sala była okupowana do samego rana, tak jak i sąsiedni pokój zabaw, w którym SeTKowicze pojedynkowali się w badmintona, piłkarzyki i inne gry barowe. Podczas zabawy zaaranżowany został kolejny już, SeTKowy szlagier, czyli Bar w Beskidzie, który od tego czasu towarzyszył nam na każdym kroku.
Drugiego dnia, po… resztkach nocy jakie zostały z bujnej zabawy, ruszamy około godziny 9:30 na szlak. Po wyjściu ze Schroniska nie jesteśmy specjalnie zdziwieni widząc otaczający nas zimowy krajobraz… w końcu w marcu jak w garncu!
Zaczynamy od zdobycia Śnieżnicy i ponownie mijamy Kasinę Wielką. Dochodząc do Przełęczy Jaworzyce stwierdzamy, że zimowa aura mrozi nasze nosy i przyspieszamy na podejściu do „Gościńca pod Lubomirem”, w którym to odbyła się iście biesiadna uczta. /Z perspektywy organizatora tego rajdu mogę z czystym sercem powiedzieć, że dotarcie jako ostatnia do Gościńca miało swoje plusy i minusy. Minusem był czas oczekiwania na strawę, plusem, przeważającym wszelkie późniejsze utrudnienia z niego wynikające, była cudowna atmosfera i feta, która miała tam miejsce/ To właśnie tutaj, znany wszystkim SeTKowiczom Król zamówił Irish Coffee bez Coffee, a złotowianki propagowały ziołolecznictwo za sprawą Jägermeistera. Zamykając imprezę w Gościńcu SeTKowicze ruszyli z kopyta, bądź kolan, żółtym, a później czerwonym szlakiem na Trzy Kopce i Łysicę. Po drodze mijaliśmy jeszcze, niestety nieczynne, Obserwatorium Astronomiczne im, Tadeusza Banachiewicza, przy którym niektórzy zgubili niezbędne zimową wiosną części garderoby, czyli rękawiczki.
Po zdobyciu Kamiennika ruszyliśmy szlakiem zielonym do miejscowości Poręba, w której odwiedziliśmy kolejne Centrum Kultury i Sportu, aby następnie, w akompaniamencie psów, które d:$ami szczekają, dotrzeć do Ośrodka Pod Kamiennikiem. Niestety drugi nocleg nie okazał się tak bajecznie przytulny jak pierwszy, jednak nieustraszeni SeTKowicze poradzili sobie z zimnem, mikroskopijnymi wannami i podziałem ekipy na kilkanaście domków letniskowych. Była to świetna okazja do zaaranżowania imprez tematycznych. Był mianowicie domek ballad, domek winem i miodem płynący, a także domek o zapach szprotek #Filip.
Ostatniego dnia naszej wyprawy, po ciepłym śniadanku, czekał na nas jeszcze mały spacerek do Myślenic. Jak okazało się po wyjściu z ciepłego zarówno dzięki ogrzewaniu, jak i panującej tam atmosfery, Ośrodka Pod Kamiennikiem, na szlaku czekała na nas nadal zima! Tak więc poubierani na cebulkę, wykorzystując zapasy suchej odzieży przedzieraliśmy się przez szlaki idące wzdłuż, czasami także w poprzek (sic!) szlaków biegówkowych i narciarskich. Niektórym udało się w biegającej szlakiem kobiecie rozpoznać Justynę Kowalczyk <3!
Po delikatnym, acz malowniczym zejściu udaliśmy się na ostatnią wieczerzę przed podróżą pociągiem, nie mieliśmy zbyt dużo czasu, więc ograniczyliśmy się do szybkiej przekąski, a jak zwykle, było to niemałe wyzwanie zważywszy na to, że byliśmy w trasie, aż 3 godziny ahh sportowcy…
Jednak nie było strachu, gdyż po naradzie w pociągu udało się zorganizować dostawę cieplutkiej i tłuściutkiej (mrrr) pizzy na dworzec kolejowy w Wrocławiu. Tak się dogadza SeTKowiczom, ot co!
Podróż powrotna zależy zawsze od intensywności ostatniej trasy…, a raczej ostatniej imprezy sobotniego wieczoru, jednak wygląda to bardzo podobnie, a mianowicie: część SeTKowiczów oddaje się błogiej sieście przerywanej jedynie potrzebą zjedzenia ostatnich kabanosów, tudzież okruszków snickersów. Inni zajmują się dalszym nawadnianiem przy pomocy złotego trunku, jeszcze inni pękają ze śmiechu przy tradycyjnych grach w czółko, lub głośnym przygrywkom na gitarze , często zadziwiających współpodróżników.
Z perspektywy roku po rajdzie: I tak właśnie wyglądał kolejny już Rajd but w Wodzie, na którym to swój początek miały piękne przyjaźnie i miłosne perypetie… może czas zmienić nazwę Rajdu na Walentynkowy?… eeee nieeee!
Plewka <3
Zdjęcia autorstwa: Krzychu Młody Młodzieniak, Jaro Prezes Kamiński