Był to niezwykle wietrzny piątkowy poranek (choć dla niektórych pewnie środek nocy). Nie przeszkadzało to jednak SeTKowiczom zebrać się na dworcu Poznań Główny, by wspólnie po raz kolejny ruszyć w góry. O godzinie 5.22 zajęliśmy wspólnie miejsca w pociągu do Wrocławia, skąd przesiedliśmy się w pociąg do Janowic Wielkich by o 9:10 być na miejscu. Podróż minęła przyjemnie i niezwykle szybko, do czego wydatnie przyczyniły się interesujące rozmowy. Dialogi kleiły się do tego stopnia, że pierwszym punktem naszej trasy stał się niespodziewanie… janowicki supermarket.
Po niedługim marszu dotarliśmy do urzekających ruin zamku Bolczów, którego historia sięga XIV wieku! Z zamku udaliśmy się zdobyć najwyższy szczyt rudaw Janowickich czyli Skalnik, liczący 945 metrów. Droga nie była wymagająca choć zmagaliśmy się z silnym wiatrem. Na szczęście niedogodności zwrócił nam z nawiązką szlak pośród pięknie ośnieżonych drzew, skał i zarośli. Pod koniec trasy zdecydowaliśmy się na mały przystanek w barze we wsi Karpniki gdzie uczestnicy rajdu mogli zjeść ciepły posiłek i napić się gorącej herbaty. Kto by pomyślał, że smażony ser można serwować na 3 różne sposoby! Zmęczeni marszem dotarliśmy do Karpnickiej Strugi w Wojanowie, gdzie znajdował się nasz nocleg.
Drugiego dnia wyruszyliśmy z celem zdobycia Sokolików. Mimo oblodzonej trasy, wszystko przebiegło gładko. W końcu przydały się taszczone w plecaku przez cały poprzedni dzień raczki. Tego dnia pogoda również nas nie rozpieszczała, lecz mimo lekkich opadów, udało nam się złapać trochę widoków rozciągających się ze szczytu Sokolika. Następnie udaliśmy się do, znajdującego się u podnuża góry, schroniska Szwajcarka, będącego ważnym punktem naszej dzisiejszej trasy. Część z nas nim się tam udała, zdecydowała się jeszcze przedłużyć trasę zahaczając o Krzyżną Górę. Było na niej niemniej ślisko i widowiskowo. Po naładowaniu baterii (czyt. napełnieniu brzuchów) udaliśmy się w dalszą trasę w kierunku Skalnego mostu.
Wracając szlakiem w kierunku naszej bazy wypadowej pogoda w końcu się do nas uśmiechnęła i obdarowała nas cudownymi widokami przy zachodzie słońca, pięknie oświetlającym okoliczne skałki. Po raz kolejny zatrzymaliśmy się na posiłek w Karpnikach (nie chcieli wydać karty stałego klienta…). Gdy już dotarliśmy do miejsca naszego noclegu śpiewom i zabawie nie było końca, odbył się nawet mini turniej tenisa stołowego i piłkarzyków, a wieńcząca noc impreza disco polo płynnie przerodziła się w rave party.
Dnia ostatniego przywitały nas niestety opady deszczu i jeszcze silniejszy wiatr, co nieco pokrzyżowało nasze plany na ten dzień. Nie ma jednak tego złego. Skróciliśmy trasę, wracając do Janowic Wielkich pociągiem i mając kilka godzina wolnego czasu udaliśmy się do pobliskiej nieistniejącej już miejscowości Miedzianka. Dzięki temu mieliśmy na prawdę dużo czasu by delektować się wyrobami lokalnego browaru, jak i zwiedzić tajemnicze „miasto widmo” z reportażu Filipa Springera. Z wysokim morale udaliśmy się na pociąg powrotny do Poznania.
Autor: Damian Pańczak