Rajd Mikołajkowy 2021 – relacja

STK AZS UEP

Oooo rety… co to był za rajd!!! Od razu uprzedzę Was, że w tej bajce były smoki – jeden nawet latał, tylko że go zgubiliśmy, ale o tym później… Zacznijmy od początku!

Dla mnie rajd rozpoczął się dosyć nietypowo, bo już w czwartek i w Warszawie, skąd wyruszyłem w podróż do Wrocławia, aby tam następnego dnia, jeszcze przed wschodem słońca dołączyć do SeTKowiczów jadących z Poznania i razem kontynuować podróż do Kudowy-Zdroju. Po dotarciu na miejsce oraz wyposażeniu się w upominkowe eliksiry mocy, rozpoczęliśmy naszą wędrówkę. Celem na pierwszy dzień było schronisko na Szczelińcu. Jednak to nie cel był najważniejszy a droga, która była pełna rozmów na różnorakie tematy, zarówno te bardziej przyziemne, jak i te bardziej filozoficzne m.in. na temat tego, czy “Idziemy, czy nie idziemy?” A jeżeli nie idziemy to dlatego, że “Stoimy czy czekamy?” A jeżeli stoimy to “Dlaczego stoimy?” – “Dlatego, że nie idziemy?”, a jeżeli czekamy to “Po co czekamy?” i “Czy czekając stoimy czy nie idziemy?” Przeważnie po kilku minutach rozważań dochodziliśmy do wspólnego wniosku: “Chodźmy!”.

Tak doszliśmy do Błędnych Skał, gdzie niczym bohaterowie Opowieści z Narni dzielnie przebrnęliśmy przez skalny labirynt, dzięki czemu mogliśmy kontynuować naszą dalszą wędrówkę przez malownicze lasy. Po pewnym czasie pokonaliśmy leśne ostępy i wylegliśmy na rozległą polanę, skąd było widać już nasz punkt docelowy. Zauroczeni bezkresem przestrzeni oraz lekko zdezorientowani gdzie iść dalej, postanowiliśmy przywołać naszego smoka o imieniu “DJI Mavic Mini 2”, aby wytyczył nam dalszy kierunek marszu. Niestety żywioł Gór Stołowych okazał się dla niego zbyt silny i nasz smok skonał u podnóża Szczelińca Wielkiego. Na misję poszukiwawczą wyruszyło trzech nieustraszonych śmiałków, jednak ich starania spełzły na niczym i ostatecznie po nieudanej akcji poszukiwawczej w końcu trafili do schroniska, gdzie z resztą SeTKowiczów napełnili się posiłkiem, a później rozweseleni wieczornymi śpiewami zbierali siły na kolejny dzień. 

Niestety nie dla wszystkich ilość snu była wystarczająca, co też było zalążkiem historii “Rycerza z dwoma plecakami na białym śniegu”, który swoje rycerskie cnoty ujawnił również kolejnego dnia, ale o tym później… Po sytym śniadaniu obraliśmy nowy cel naszej wędrówki, którym był hostel w Dusznikach Zdrój. Drogę do naszego celu urozmaicały nam majestatyczne skamieniałości, takie jak: Skalne Wrota, Skalne Grzyby a nawet Skalna Lama. Oczywiście również tego dnia nasza podróż była pełna różnego typy dyskusji, podczas których okazało się, że można “iść i czekać”. Po niemal 23 km wędrówki dotarliśmy po zmroku do naszego hostelu, gdzie uzupełniliśmy spalone kalorie. Jak przystało na SeTKowiczów wieczór były pełen w różnego typu atrakcji: śpiewy, tańce, ale również ceremonię zaślubin… Wszystko to było możliwe dzięki nieocenionym umiejętnościom negocjacyjnymi oraz olbrzymiemu poświęceniu bohatera wyjazdu, który potrafił tak oczarować właścicielkę pensjonatu, że cisza nocna nie zdążyła się rozpocząć. 

Kolejnego dnia pełni zapału ruszyliśmy w kierunku naszego ostatniego celu, jakim był Zamek Homole. Po kilkukilometrowej wędrówce dotarliśmy na miejsce, gdzie ujrzeliśmy zapierającą dech budowlę, która była pretekstem do nakręcenia bardzo, ale to bardzo krótkometrażowego filmu o rycerzu ratującym księżniczkę uwięzioną w zamku strzeżonym przez smoka z Czech zwanego też “Jarkiem”. Po zaciętej walce rycerz (tak, tak ten rycerz… “Rycerz z dwoma plecakami na białym śniegu”) wraz z uratowaną księżniczką oraz resztą SeTKowiczów udali się na ucztę, a później w stronę dworca PKP. Niestety drzwi pociągu okazały się drzwiami od szafy z Narni, co oznaczało opuszczenie tego malowniczego terenu.

Jednak kto powiedział, że powroty muszą być nudne i smutne? Na pewno nie my! A nasza podróż powrotna była tego najlepszym przykładem! Zdecydowanie nasz wagon zaliczał się do tych z kategorii wesołych, w którym cały czas było słychać nasze interpretacje rozmaitych utworów, zaczynając od polskich hitów z lat 90-tych, poprzez kolędy, kończąc na prośbach “… konduktorze łaskawy byle nie do Warszawy…”. Jednak nasze życzenia nie zostały spełnione, co wiązało się z tym, że we Wrocławiu musieliśmy się pożegnać i część z nas wróciła do miasta doznań, a reszta do miasta, gdzie już kolejnego dnia podziwiać miała poniedziałkowy, nadwiślański świt…

Autor: Michał Modzelewski